Epizod II
Z obserwacji wynika, bardzo prosta ma rada:O 14:02
Czy czyny innego człowieka mogą ranić równie mocno jak nóż? Potrafią przebić klatkę piersiową i wniknąć w serce tnąc je na małe kawałeczki? Nie? Bo właśnie tak czuła się Śnieżka, zamierając w bezruchu, gdy szeryf Baśniogrodu w mgnieniu oka wyskoczył z pomieszczenia, puszczając się biegiem w kierunku schodów. Zamrugała kilka razy, onieśmielona sytuacją i zaraz przybrała minę całościowej powagi, krzyżując ręce na piersiach i dumnie spoglądając na Sinobrodego.
– Czyżby piesek był nieposłuszny? – spytał złośliwie, wykrzywiając różowe wargi w paskudnym uśmiechu. Skwitowała zaczepkę machnięciem dłoni. Ruszyła w kierunku drzwi, chcąc ruszyć za Bigby'm, lecz mężczyzna powstrzymał ją oparciem masywnej dłoni na jej barku.
– Da sobie radę.
Kobieta zignorowała nagle dziwnie delikatniejszą postawę współpracownika i wypadła na korytarz, w pierwszej chwili zatrzymując się; nie wiedziała, w którą stronę pobiec, gdy nagle rozległ się dźwięk tłuczonych szyb, Śnieżka przypadła do okna widząc jak Bigby z jakimś zamaskowanym mężczyzną wypada z trzeciego piętra lądując na jednym z drzew; obaj odbili się od gałęzi i zniknęli w czeluściach cierni, okalających różane krzewy. Zakryła usta dłonią, przyglądając się makabrycznej scenie; obaj przeciwnicy podnieśli się błyskawicznie i rzucili na siebie jak dzikie zwierzęta. Chodnik przykryła mieszanka krwi, płatków i kolców. Wilk poderwał się gwałtownie uchylając się przed uderzeniem zatrutego ostrza; wilcza dłoń zacisnęła się wokół nadgarstka przeciwnika, który tracąc wigor upuścił nóż i jęknął boleśnie, gdy kość łokciowa pękła, przyprawiając go o niewyobrażalny ból. Zmiażdżona dłoń paliła okropnym bólem, lecz antagonista nie pozostał dłużnym, sprawnym kopniakiem żelaznych butów kopiąc Bigby'ego prosto w klatkę piersiową; koszulę miał postrzępioną, a wyglądające przez otwór krople krwi pokryły cały jego tors, przerażając Baśniowców w oknach. Poczuł czyjeś potężne dłonie na swoich plecach i zaraz zorientował się, że twarde niczym stal pazury wbijają się w jego skórę, dotykając kości kręgosłupa; gwałtownie odrzucił przeciwnika sprawnym prawym sierpowym, na który zdołał się zdobyć z wielkim trudem; całe ciało paliło niewyobrażalnym bólem, każda komórka błagała o pomoc, a on stał w kałuży własnej krwi mierząc się z nieznanym przeciwnikiem, którego kaptur trzymał się na głowie za sposobem jakiejś tajemnej magii; rzucił się wprzód, złote wilcze oczy zaświeciły w ciemności, a potężne szpony rozdarły szatę dziwnej postaci, która ostatecznie wyjęła jedynie ozdobiony wieloma zawijasami sztylet; zamachnął się, próbując wbić go wprost w żyłę tętniczą znajdującą się na szyi, lecz chybił ostatecznie zatapiając ostrze w klatce piersiowej szeryfa Baśniogrodu. Bigby zachwiał się i upadł, czując płonącą żywym ogniem klatkę piersiową, z której obficie wylewała się krew. Nieznany napastnik rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie aurę tajemnicy. Wilk poruszył się dość mozolnie, leżąc na twardej zimnej posadzce i z bolesnym warknięciem uniósł do pozycji siedzącej, jednym sprawnym ruchem wyrywając ciało obce z krwawiącej rany; łapczywie łapał oddech, a w ułamku sekundę pojawiły się mroczki. Jedyną rzeczą, której był świadom to dym unoszący się z rany i swąd spalonej skóry. Sztylet był zatruty, lecz za późno zdał sobie z tego sprawę.
I zemdlał, dodatkowo rozwalając sobie tył głowy.
I zemdlał, dodatkowo rozwalając sobie tył głowy.
Baśniogród, Apartament Bigby'ego
O 17:14
Widział jak przez mgłę przemykające naokoło postacie i słyszał przygłuszone strzępki różnych rozmów; rozpoznał melodyjny głos Śnieżki i opanowany głos doktora Świńskieserce. Uświadomił sobie, że wraca mu czucie i wyprostował dłoń, czując diabelskie katusze odbywające się w każdej części swojego ciała. Walcząc z bólem podniósł się do pozycji siedzącej i zaciskając zęby wydał okropny, przepełniony makabrycznym cierpieniem skowyt, zwracając na siebie uwagę przebywających w pomieszczeniu osób.
– Bigby! – Śnieżka z przerażeniem odwróciła się w jego stronę, z ulgą wypuszczając powietrze. Żył... całe szczęście. Przez chwilę myślała, że go... straci.
Doktor zbliżył się znacząco, podając mu dożylnie jakiś lek przeciwbólowy. Szeryf skrzywił się, ale nie protestował, gdy uczucie odrętwienia zostało zastąpione niesamowitą ulgą i słodkim, słodkim nieczuciem.
– Co mi jest?
Spytał bez ogródek, mimo woli posyłając Śnieżce delikatny uśmiech. Wyczekująco uniósł jedną brew i sięgnął po paczkę papierosów, leżących na stoliku obok.
Uprzedził go jednak Świńskieserce, bo szlugi zaraz zniknęły mu z pola zasięgu i zostały odrzucone na szafkę kilka metrów dalej, odbijając się od ściany, by wylądować perfekcyjnie w koszu.
– Przestrzelone płuco, lekko poturbowane wnętrzności, otwarta rana z tyłu głowy, głębokie cięte rany na plecach... mam mówić dalej? – spytał z dezaprobatą, obserwując odrętwiałego Bigby'ego z ręką zastygłą w pozycji próbującej dosięgnąć nagle nieistniejącej już paczki papierosów.
– Ponadto nawet nieprzytomny wiercisz się tak okropnie, że z trudem udało mi się wyciągnąć ten zatruty pocisk. Trucizna ogarnęła już twój układ krwionośny, ale wiedźmy z trzynastego piętra były na tyle uprzejme, iż udostępniły nam antidotum... jesteś osłabiony, ale niedługo wszystko powinno wrócić do normy. Musisz się tylko oszczędzać.
– To... agrr... nie jest... takie... proste. – syknął z bólu, a leki łagodzące nagle przestały działać, po raz kolejny zalewając go falą diabelskiej udręki.
– Bigby... błagam, nie pogarszaj sprawy. Nie jesteś nieśmiertelny.
Pokręciła głową Śnieżka, z niedowierzaniem wpatrując się w poturbowane ciało swojego przyjaciela.
– Odpoczywaj... Panno Śnieżko, Panie Wilku...
Pożegnał się doktor, zaraz opuszczając mieszkanie Bigby'ego. Szeryf z trudem podniósł się z niewygodnego łóżka i jedną ręką podpierając się o ścianę uniósł głowę, spoglądając w twarz zatroskanej Śnieżki.
– Ja... cieszę się...że żyjesz. – szepnęła, zdobywając się na pełen ulgi uśmiech i zlustrowała go wzrokiem, czując jak supeł obawy zaciska się powoli wokół jej serca.
– Aż tak źle wyglądam?
Spytał z wesołością, a ból ustąpił w ułamku sekundy. Cudowna zaleta bycia Baśnią... odporność kilkakrotnie wyższa niż Doczesnych. Wszedł za parawan i zdejmując z niego przewieszone ubrania odział się, po wyjściu zawiązując krawat. Powłóczył się w kierunku kosza i wyjmując pełną paczkę cygarów, wyjął zapalniczkę odpalając jednego z nich.
– To nie jest dobry pomysł... Nie powinieneś palić.
Lekceważąco wzruszył ramionami, zaciągając się dymem, a widząc karcące spojrzenie Śnieżki westchnął zrezygnowany, chowając paczkę w kieszeni spodni.
– Uspokój się... palę od wieków, nic mi nie będzie.
– Sam się prosisz o raka płuc.
– Proszę się o wiele rzeczy, ale świat beze mnie byłby zbyt spokojny.
Zamyślił się na chwilę, posuwając się do drogi dedukcji; Śnieżka była jakby rozdrażniona. Czy zapomniała już o niezręcznym poranku, podczas którego zachował się jak skończony skurwiel? Miał nadzieję, że tak, bo było mu to na rękę. I nie zrobił tego celowo... a przynajmniej nie miał zamiaru.
– W każdym razie ten nóż, który miała przy sobie ofiara... trucizna na ostrzu była dość specyficzna i wytwarzana tylko przez szczególnych Baśniowców.
Zainteresowany spojrzał jej w twarz i wyczekująco odchrząknął, po chwili spluwając krwią na już i tak pełną czerwonej cieczy i wnętrzności podłogę.
– Z kim mamy do czynienia?
– Druidy.
Zamrugał kilka razy. Nie słyszał o tych Baśniach... od lat.
– Wow... ostatni raz widziałem je jeszcze w domu, gdy...
Urwał, nie chcąc przywoływać bolesnych wspomnień i rozdrapywać okropnych wydarzeń własnej przeszłości.
– ...uciekały w popłochu przed Wielkim Złym Wilkiem?
Przytaknął, zaciągając się dymem; pokręcił głową ze smutkiem i zmarszczył brwi, znów przenosząc wzrok na szefową.
– Chyba wiem od czego powinienem zacząć...
Przyznała mu rację, podchodząc, by delikatnie oprzeć dłoń na jego zabandażowanej klatce piersiowej.
– Błagam... nie porywaj się z motyką na słońce.
Wzniósł oczy ku górze, wzdychając teatralnie.
– Śnieżko, dam r...
– Ile razy mam mówić, że ten facet jest silny jak skała? Da sobie radę, nie możesz kazać mu być ostrożnym... i tak nie podziała.
Odezwał się Colin, wtaczając się do pomieszczenia i chrumkając powoli.
– Dzięki, Colin. Jesteś taki pomocny...
Mruknął z ironią, wzdychając cicho. Rozprostował dłonie, krzywiąc się z bólem; po czym posłał Śnieżce najpiękniejszy uśmiech, na jaki potrafił się zdobyć... o ile ktoś taki jak on potrafił się pięknie uśmiechać. Posłał jej oczko, a Colin odchrząknął znacząco, przyglądając się tej dwójce raz po raz.
– Coś przegapiłem? Nie wiem... jakiś romans, może głębszy romans...
– Colin!
Wykrzyknęli jednocześnie, spoglądając z wyrzutem na małą świnię. Zwierzak nic sobie z tego nie robiąc mrugnął porozumiewawczo do Bigby'ego i zagwizdał jednoznacznie, przyprawiając Bigby'ego o chęć przerobienia go na kotlety.
– Przepraszam, nie wiedziałem, że to taki drażliwy temat... Ha! Czyli jednak...
– Jeszcze słowo, a na obiad będą wytrawne schabowe...
– Bigby!
– Co?
– Przestań...
– Jestem po prostu szczery.
– Kłótnie małżeńskie, wow... robi się ciekawie. – wtrącił, a Bigby zacisnął pięść, uderzając nią o wierzch otwartej dłoni. – Poznajmy się lepiej...
– Bigby!
– Mhm.
– Daj spokój.
Chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył; Śnieżka zaatakowała, łaskocząc go delikatnie. Nie spodziewała się, że zadziała... kto by pomyślał, że Wielki Zły Wilk ma gilgotki. Zaczął się śmiać, a Colin przypatrywał się sytuacji, tłamsząc pokłady śmiechu. Miał wrażenie, że chemia między tymi dwojga jest większa niż myślał... to nie skończy się dobrze, nie wytrzymałby z małymi klonami tego człowieka. Kurwa. Miał nadzieję, że papierosy faktycznie uczyniły go bezpłodnym.
– Pp.. rzestań!
Zaczął się wierzgać i w pewnym momencie nawet położył się na podłodze, reagując jak pies, którego ktoś drapie po brzuchu. Może niektórzy mieli rację, że od Wilka do potulnego kundla krótka droga... ale nikt nie musiał uświadamiać im, ze ich spekulacje się sprawdziły.
Nie minęła nawet minuta, gdy charknął boleśnie, a wystraszona Śnieżka zaprzestała, spoglądając na niego z lekką obawą.
– Wszystko w porządku?
Przytaknął skinieniem dłoni, podniósł się do pozycji siedzącej i pochylając do przodu zakasłał nieprzyjemnie, po chwili spluwając krwią.
– W każdym razie... chyba powinienem zacząć śledztwo.
Wstał i odpalając kolejnego papierosa podał dłoń kobiecie, jak dżentelmen pomagając jej wstać.
– To... gdzie się udasz?
– Do Trip Trapu.
Nie minęła nawet minuta, gdy charknął boleśnie, a wystraszona Śnieżka zaprzestała, spoglądając na niego z lekką obawą.
– Wszystko w porządku?
Przytaknął skinieniem dłoni, podniósł się do pozycji siedzącej i pochylając do przodu zakasłał nieprzyjemnie, po chwili spluwając krwią.
– W każdym razie... chyba powinienem zacząć śledztwo.
Wstał i odpalając kolejnego papierosa podał dłoń kobiecie, jak dżentelmen pomagając jej wstać.
– To... gdzie się udasz?
– Do Trip Trapu.
Bar Trip Trap
O 17:58
Pchnął poobdzierane drzwi i wparował do środka, obrzucając nieszczerym uśmiechem siedzącego przy blacie Grendala; mężczyzna posłał mu tylko wrogie spojrzenie i nie odezwał się ani słowem, wypróżniając do dna szarą, firmową szklankę jeszcze przed chwilą napełnioną Złotem Midasa.
– A ty tu czego? – spytał dość niegrzecznie; mimo ostatnich miesięcy, w których szeryf Bigby Wolf starał się jak mógł, by przekonać do siebie mieszkańców znaleźli się i tacy, którzy mimo bycia naocznymi świadkami jego czynów i potyczek – wciąż nie wierzyli w cudowne nawrócenie, jakiego miał się ponoć dopuścić. Bo patrząc prawdzie w oczy sam czasem nie wierzył we własną przemianę; z morderczej bestii, bezlitośnie rozszarpującej swoich przeciwników w stróża prawa, będącego w dodatku człowiekiem. O tyle, o ile na początku nie mógł się do tego przyzwyczaić, o tyle czuł się komfortowo w postaci ludzkiej i przechodził przemiany tylko w ostateczności.
– Byłem w pobliżu i pomyślałem, że na pewno za mną tęsknicie.
Grendal splunął z pogardą i samym tylko uśmiechem wyśmiał nowo przybyłego mężczyznę.
– Jasne, albo jakaś bogata kurwa z Woodland znowu ma jakiś problem, prawa?
Czy on nigdy się nie zmieni? Bigby troszczył się o wszystkich, nie tylko bogatszych. Przynajmniej się starał, to nie jego wina, że nie był wszechmocny.
– Widzieliście Myśliwka?
– A co, przyszedłeś go aresztować, kundlu?
Zacisnął zęby i zaparł się dłońmi o blat, powstrzymując się od rozerwania Grendala na strzępy.
– Holly?
– Jak dla mnie, możesz stąd wypierdalać.
Westchnął zrezygnowany; starał się być miły, ale najwidoczniej nie przynosiło to rezultatów.
– Pogarszacie sprawę.
– I tak jesteś zbyt wielką cipą, by zrobić nam krzywdę. Zresztą musisz działać pokojowo, bo ta suka królewna Śnieżka się zdenerwuje, ojć... potulny piesek.
– Ostatni, który nazwał ją w taki sposób nie skończył zbyt dobrze.
Zagroził poirytowany Wilk, zaciskając pięści.
– Ostatnim razem też tak mówiłeś.
Ostatnim tchem powstrzymał się od wymierzenia mu prawego sierpowego; i tak czuł się marnie, więc wolał nie wdawać się w niepotrzebną bójkę.
– Słuchaj, dzisiaj już miałem do czynienia z jednym dupkiem, jak widać była to dość gówniana walka i naprawdę nie marzę o niczym innym jak opuszczeniu tej meliny, ale oboje wiemy, że nie zrobię tego póki nie dowiem się, gdzie jest Woody.
– Cześcć, H...
Myśliwy zamarł, wtaczając się przez drzwi frontowe do obskurnego baru; nie spodziewał się tu Bigby'ego. Zakończyli spór dawno temu i ich stosunki były neutralne, ale... jego przybycie nie zwiastowało nic dobrego.
– Jak miło, sprawa sama się rozwiązuje.
Mruknął Wilk z zadowoleniem, podniósł się z miejsca i potoczył w kierunku znajomego, do którego miał kilka pytań.
Grendal zacisnął zęby, powstrzymując się od zaatakowania szeryfa od tyłu. Miał taką cholerną ochotę, wyrwać mu flaki z tego bestialskiego ciała.
– Spokojnie, Myśliwku. Nie chodzi o Ciebie.
– A?..
– Wiesz może, gdzie znajdę druidy? Wiesz, te od twojego topora...
– Po co Ci ta informacja?
– Jeden z nich, taki mały zamaskowany skurwiel prawie mnie dziś zabił, ale to szczegół, huh.
– Niech będzie... ale nie tutaj.
– Pogarszacie sprawę.
– I tak jesteś zbyt wielką cipą, by zrobić nam krzywdę. Zresztą musisz działać pokojowo, bo ta suka królewna Śnieżka się zdenerwuje, ojć... potulny piesek.
– Ostatni, który nazwał ją w taki sposób nie skończył zbyt dobrze.
Zagroził poirytowany Wilk, zaciskając pięści.
– Ostatnim razem też tak mówiłeś.
Ostatnim tchem powstrzymał się od wymierzenia mu prawego sierpowego; i tak czuł się marnie, więc wolał nie wdawać się w niepotrzebną bójkę.
– Słuchaj, dzisiaj już miałem do czynienia z jednym dupkiem, jak widać była to dość gówniana walka i naprawdę nie marzę o niczym innym jak opuszczeniu tej meliny, ale oboje wiemy, że nie zrobię tego póki nie dowiem się, gdzie jest Woody.
– Cześcć, H...
Myśliwy zamarł, wtaczając się przez drzwi frontowe do obskurnego baru; nie spodziewał się tu Bigby'ego. Zakończyli spór dawno temu i ich stosunki były neutralne, ale... jego przybycie nie zwiastowało nic dobrego.
– Jak miło, sprawa sama się rozwiązuje.
Mruknął Wilk z zadowoleniem, podniósł się z miejsca i potoczył w kierunku znajomego, do którego miał kilka pytań.
Grendal zacisnął zęby, powstrzymując się od zaatakowania szeryfa od tyłu. Miał taką cholerną ochotę, wyrwać mu flaki z tego bestialskiego ciała.
– Spokojnie, Myśliwku. Nie chodzi o Ciebie.
– A?..
– Wiesz może, gdzie znajdę druidy? Wiesz, te od twojego topora...
– Po co Ci ta informacja?
– Jeden z nich, taki mały zamaskowany skurwiel prawie mnie dziś zabił, ale to szczegół, huh.
– Niech będzie... ale nie tutaj.